O mnie ...

Studentka oraz Mama, niedoświadczona, młoda, z każdym dniem poznająca świat. Chcę go pokazać jak najlepiej swojej małej córeczce. Chcę, aby niczego nie żałowała oraz była silną i niezależną kobietą. Chcę dać jej szczęście nie zabierając przy tym wolności oraz swobody. Chcę, ale czy tak potrafię to się okażę za parę lat

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Katarowa walka

Przychodzi baba do lekarza, a niestety lekarz też baba. 

Niestety, ale nas to spotkało. Nawet 4 baby w jednym pomieszczeniu!

No i wyszła niezbyt ciekawa scenka.
Miejsce akcji: rejestracja przy gabinecie nr 6
Czas: przed południem jakieś dwa tygodnie temu po ciężkiej nocy z charczącym noskiem Marysi.
Aktorzy: - Mała Marysia zwana Córką, zdziwiona o co tutaj chodzi
- wściekła i bezradna jej mama, czyli ja,
- zdezorientowana, miła Panie recepcjostka,
- Pani Doktor, bardzo niemiła, chamska, wredna.

Jak wiadomo, aby dostać się do laryngologa potrzebne jest skierowanie. Aby posiadać skierowanie trzeba lecieć do pediatry. Jak z katarem do dzieci chorych. Jakoś taka wycieczka nam się nie uśmiechała. Tym bardziej, że koszt prywatnej wizyty to ok 30 - 50 zł. No i bez czekania od razu na miejscu. Ze skierowaniem kilka dni lub dłużej, o ile się je w ogóle dostanie...
Baba nam niestety w nocy zaserowawała darmową saunę. Obudziłyśmy się w środku nocy całe zgrzane z zatkanymi nosami. Marysia zaczęła chrapać przez co się budziła w nocy. Dokuczał jej również zatkany nosek. Wydmuchiwania aspiratorem i psikanie solą morską nie pomagało. Ja młoda spanikowana mama podjęłam decyzję, lecimy biegiem do laryngologa! I w ten sposób wylądowałyśmy pod magicznym gabinetem nr 6 ...

Zawsze byłam przekonana, że jeżeli idzie się prywatnie do lekarza po poradę to przyjmie on z otwartymi rękoma i jeszcze podziękuje. No jednak się baaardzo myliłam!!! A więc wózek zostawiony przed gabinetem wchodzimy do rejestracji, bo przecież telefonicznie nie można, trzeba osobiście! Siedzi młoda dziewczyna, widać że miła babeczka. Pytamy się czy można z córeczka do lekarza. Mówi skruszonym tonem, że niestety dopiero na środę za tydzień (mamy piątek). Tłumaczymy, że prywatnie, że dla małej, czy może da radę coś zrobić? Na to wypada stara wiedźma z gabinetu, Pani Doktor! Z krzykiem i pretensjami  że dzisiaj ona nie przyjmie,że dzisiaj nie ma prywatnych,  że nie ma mowy! Ze jak to tak, że się przychodzi i jakim prawem chce się wizytę. Ze w środę przyjść i ma gdzieś małe dziecko, trudno. Albo do innego lekarza M., że on to przyjmie pewnie w przychodni S. Na początku chciałyśmy do tego lekarza, ale w te dni akurat nie przyjmował o czym poinformowałyśmy Panią Doktor. Z nadzieją może jeszcze na jakąś litość... Jednak usłyszałyśmy kolejną bardzo mądrą odpowiedź, abyśmy jechały 20 kilometrów dalej do mniejszego miasteczka, bo tam może przyjmie nas jakiś doktor inny. Wściekłe podziękowałyśmy i wyszłyśmy. Córka zdezorientowana o co te krzyki, a ja wściekła i ze łzami w oczach prawie, że taki błahy problem, a nie ma kto pomóc.
Jadąc dalej korytarzem zauważyłyśmy, że przyjmuje tutaj jeszcze 2 innych laryngologów. Niestety jeden na urlopie. Ale drugi czynny akurat do 12:30. No cóż próbujemy u kolnej Doktorki. Ku naszemu zdziwieniu spotkałyśmy się z całkowicie innym podejściem do pacjenta! " Pewnie nach Pani wchodzi z tym maluszkiem. Jejku co się stało? Ja zostawię drzwi otwarte, aby Pani nikt tego wózka nie gwizdnął  bo tutaj jakiś dziwny typ się kręci. Aleś Ty śliczna ojeju a jaka duża, ile masz skarbeczku? Pokaż nosek? A języczek, to od razu i uszka sprawdzimy. Ojejku nie denerwuj się skarbeczku, to ie boli ...." . Mniej więcej tak wyglądała nasza prywatna wizyta za 30 zł u starszej, przemiłej Pani Doktor kilka gabinetów dalej. Wyszłam w szoku. Na szczęście mama zbytnio spanikowała, zatoki czyste, zero zacieków, uszka również ;)

Dalej psikamy do noska Sterimarem i walczymy Fridą (przy czym jest krzyk jakby dziecko ze skóry obrywali !!!! ). Jednak mama kuzynki Marysi podpowiedziała nam jak ona walczyła z katarkiem córeczki swojej. I dodatkowo stosujemy jej sposoby i pomaga! Na noc smarujemy stópki maścią rozgrzewającą. Ja ubieram  dodatkowe skarpetki pod śpioszki, aby Marysia później nie zjadła jej ze śpioszków. Tak u nas nogi często lądują w buzi! ;) a pod nosek i sobie i jej smarujemy maścią majerankową! Kosztowała nas ona 3 zł a roi na prawdę rewelację! Polecamy w razie potrzeby!

Czy Wy również mieliście przykre wizyty u specjalistów/lekarzy/pediatrów ? Jak sobie z nimi radziliście? Inny lekarz, czy delikatne przyprowadzenie ich do pionu ? ;) Nie życzę nigdy nikomu, aby odmówili pomocy! Ja niestety spotkałam się po raz kolejny. Innym razem opiszę moją przygodę z cukrzycą ciążową oraz jak trafiłam na lekarza anioła! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz